Od dzieciństwa marzyłam o tym, by zostać pisarką. Z zamiłowania do notowania, spisywania, zapamiętywania i odgrzebywania rozmaitości powstał ten blog, gdzie publikuję notatki kulinarne, fotografie ręcznie wykonywanych drobiazgów, recenzje przeczytanych książek, obejrzanych filmów i to wszystko, co na co dzień mnie zachwyca.


17 lutego 2012

o pewnej wyjątkowej książce kucharskiej i najpiękniejszym zimowym zapachu

Niedawno w prezencie dostałam niezwykłą encyklopedię najróżniejszych ciast, tortów i deserów "Moje wypieki" autorstwa Doroty Świątkowskiej, autorki często wspominanego przeze mnie bloga. Książka jest naprawdę nietuzinkowa, przepięknie oprawiona, przejrzysta i czytelna a jej niewątpliwym atutem są dodane do każdego przepisu barwne fotografie. Wszystkim zainteresowanym polecam odwiedzenie bloga autorki, gdzie można zakupić książkę z przystępnym rabatem!
Zatopiona w myślach podczas przeglądania tej niezwykłej publikacji powzięłam odważne postanowienie wypróbowania wszystkich tych przepisów. A zaczęłam od kandyzowanych plasterków pomarańczy, wykorzystywanych do świątecznych ciast, dzięki którym w całej kuchni rozgościł się na długo słodki, świąteczny zapach. To właśnie między innymi za te słoneczne owoce tak bardzo lubię zimę...


Kandyzowane pomarańcze
 
 
2 pomarańcze
1,5 szklanki wody
1 szklanka cukru


Pomarańcze pokroić na plasterki o grubości 5 mm. Do szerokiego garnka wsypać cukier i wlać wodę. Zagotować mieszając, do rozpuszczenia się cukru. Wrzucić plasterki pomarańczy i gotować na średnim ogniu. Podczas gotowania odwraca plasterki. Gotować przez godzinę lub nawet dłużej, pomarańcze powinny zrobić się szkliste, a z wody i cukru powinien powstać gęsty, klejący syrop o cudownym pomarańczowym smaku. Gotowe plasterki można przełożyć do zamkniętego słoiczka i trzymać w lodówce.



* Przepis pochodzi z książki Doroty Świątkowskiej "Moje wypieki".

1 komentarz:

  1. Zdradź mi proszę, jak Ty robisz takie zdjęcia. W końcu nie używasz żadnych lamp i "niewiadomojakiego" sprzętu, a wychodzą Ci fotografie, które smakują, pachną, jakby nie były fotografiami. Podziwiam.

    OdpowiedzUsuń