W historii wojennej kinematografii podejmuje się szczególnie chętnie temat zwycięstwa, mówi się o żołnierzach, spektakularnych bitwach, o dotarciu do Berlina, ale jakże mało mówi się o kobietach, o życiu zwykłych ludzi, w miejscach jak mogłoby się wydawać zapomnianych przez Boga.
Wszystkim, którym tego brakuje serdecznie polecam najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego "Róża"; film osadzony w wojennej i powojennej rzeczywistości, opowiadający o miłości, godności, odkupieniu, w którego tle rozgrywa się wynarodowienie Mazurów. Filmowa kamera podąża za młodym żołnierzem Armii Krajowej Tadeuszem w czasy powstania warszawskiego, by następnie śledząc jego powojenną wędrówkę dotrzeć na Mazury i odnaleźć Różę, żonę niemieckiego żołnierza, którego śmierci Tadeusz był świadkiem. W miarę jak postępuje akcja filmu, obserwujemy jak władza ludowa brutalnie obchodzi się z niemieckojęzyczną ludnością, jak ideologia wpływa na niegdyś uczciwych ludzi, widzimy wyniszczoną przez wojnę, samotną i pozbawioną nadziei kobietę, która pośród powojennych zgliszczy, bólu i strachu niespodziewanie odnajduje miłość.
Smarzowski mimo fabuły przepełnionej gwałtownymi emocjami, tworzy film niezwykle plastyczny, niemal oniryczny. Pomiędzy nader realistyczne, wręcz brutalne sceny wplata ujęcia niezwykle melancholijne, senne, pełne słońca i delikatnie wyczuwalnej nadziei.
Przede wszystkim jednak w każdej scenie, w każdym dialogu przekonuje, że nawet w najbardziej dramatycznych okolicznościach można zachować godność.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz