Od dzieciństwa marzyłam o tym, by zostać pisarką. Z zamiłowania do notowania, spisywania, zapamiętywania i odgrzebywania rozmaitości powstał ten blog, gdzie publikuję notatki kulinarne, fotografie ręcznie wykonywanych drobiazgów, recenzje przeczytanych książek, obejrzanych filmów i to wszystko, co na co dzień mnie zachwyca.


27 kwietnia 2012

o wiosennych sałatkach i najpiękniejszych wspomnieniach z dzieciństwa


Wiosenne sałatki mają swój niezwykły urok. Przede wszystkim są bardzo proste w przygotowaniu, a składniki zerwać można z własnego ogródka warzywnego. Ze świeżymi ziołami nie mają sobie równych.


Sałatka z pomidorem i ogórkiem i wiejskim serem

opakowanie serka wiejskiego(ziarnistego)
duży ogórek
2 duże pomidory
szczypiorek
sól i pieprz
bazylia i mięta


Warzywa obrać i pokroić w kostkę lub w plasterki. Wymieszać z wiejskim serem.
Dodać pokrojony szczypiorek. Wymieszać. Doprawić solą, pieprzem i świeżymi ziołami -  bazylią oraz odrobiną mięty.
Smacznego!



Przygotowując tę sałatkę wróciły do mnie wspomnienia najpiekniejszych chwil mojego dzieciństwa - majowych i letnich wyjazdów z rodzicami, siostrą i kuzynostwem do letniskowego domu położonego na skraju maleńkiej wsi w Beskidzie Niskim. Dom wybudował najstarszy brat mojej babci, który jako młody chłopak cudem uniknął śmierci z rąk hitlerowców,  a jego życie mogłoby posłużyć za wzór niejednego scenariusza. Po wojnie wyjechał do Australii, gdzie założył rodzinę i jak zawsze wspominał - spędził najpiękniejsze chwile swojego życia. Wrócił do Polski, która niczym nie przypominała dzikiego i nieokiełznanego australijskiego kontynentu. Przywiózł z sobą całe mnóstwo pamiątek, które mnie jako dziecko ogromnie fascynowały, a z których najbardziej moją uwagę zwracały drewniane rzeźbione kangury i bumerangi. Pamiętam jak biegałam z najstarszym kuzynem po ogromnej łące, która ciągnęła się przed domem i testowałam ten australijski wynalazek. Ile było wtedy radości i dobrej zabawy. Zmęczeni siadaliśmy na werandzie, rzeźbionej przez wujka i zajadaliśmy sałatkę przyrządzona przez moją mamę, z tego, co rosło w ogrodzie. Zapraszaliśmy też sąsiadkę, przemiłą starszą panią, mieszkajaca samotnie w jedynym domu, jaki stał w okolicy. Zawsze przynosiła ze sobą zrobiony przez siebie, prawdziwie wiejski ser. Nigdy nie zapomnę tego smaku! Wieczorami chodziliśmy nad rzekę, która płynęła w szerokim korycie za łąką, nieopodal żwirowanej drogi, która prowadziła do naszego drewnianego domku. Pływaliśmy do zachodu słońca, a potem zawinięci w ręczniki wracaliśmy boso do domu. Wujek siedział na schodach werandy. Usmiechał się i żartował. Był taki pogodny. Widział w swoim życiu tak wiele zła, a nigdy nie pokazywał po sobie żadnego smutku. Cieszył się tym co ma. Siadaliśmy wtedy wokół niego i do późnej nocy słuchaliśmy jego opowieści.
A wczesnym rankiem, gdy budziły nas głośne trele ptaków, zbiegaliśmy na werandę, otwieraliśmy wszystkie okiennice wpuszczając do drewnianego wnętrza nieśmiałe promienie słońca i biegliśmy nad rzekę, zanim rodzice zdążyli nas zatrzymać...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz