Od dzieciństwa marzyłam o tym, by zostać pisarką. Z zamiłowania do notowania, spisywania, zapamiętywania i odgrzebywania rozmaitości powstał ten blog, gdzie publikuję notatki kulinarne, fotografie ręcznie wykonywanych drobiazgów, recenzje przeczytanych książek, obejrzanych filmów i to wszystko, co na co dzień mnie zachwyca.


27 listopada 2011

o włoskiej kuchni i o domach, do których zawsze chce się wracać

Jeśli czujesz się samotna i nikomu niepotrzebna, masz już za sobą pracę zawodową, a Twoje dzieci założyły rodziny i wyjechały z rodzinnego miasteczka - koniecznie sięgnij po "Kuchnię Franceski" Petera Pezzelliego.
W ubiegłym roku podarowałam tę książkę na imieniny pięćdziesięciokilkuletniej kobiecie, której synowie dawno już się usamodzielnili, więź z mężem osłabła, a w dodatku straciło sens codzienne przygotowywanie posiłków dla całej rodziny, które tak bardzo lubiła. Zaryzykowałam, bo moja znajoma od lat nie czytała książek, a wieczory spędzała na oglądaniu telewizji i odwiedzaniu pobliskiego koscioła. Imieninowy podarunek co prawda nie zrewolucjonizował życia tej statecznej i zamkniętej w sobie kobiety, ale ośmielę się zaryzykować, że choć trochę skierował je na właściwe tory.
Dziś znów eksperymentuje z coraz to nowymi kucharskimi przepisami, wysyła najmłodszemu synowi potężne paczki  z domowymi wypiekami, pierogami i naleśnikami, z utęsknieniem oczekuje narodzin pierwszego wnuka i chyba powoli odkrywa, że sens małżeństwa, nie zaciera się z chwilą opuszczenia domu przez dzieci.


Już pierwsze strony powieści zabierają nas do malowniczego przysypanego śniegiem jednego z najstarszych miasteczek Nowej Anglii, gdzie do rodzinnego domu wraca pamiętajaca swoje włoskie korzenie, sympatyczna starsza pani, która pragnie znów być komuś potrzebna. Mimo przyjaciółek, które nie są przychylne pomysłom Franceski, kobieta uparcie dąży do realizacji swoich celów. Dzięki wierze we własne możliwości, i silnemu pragnieniu zmian w swoim życiu, starsza pani osiąga dużo więcej, niz sobie zaplanowała. Za pomocą prostych gestów, wrodzonej empatii i życzliwości, znów tworzy dom, do którego każdy pragnie wrócić, pachnący świeżo pieczonym chlebem, domowym ciastem i włoskimi przysmakami.

„Jedną z rzeczy, które lubię najbardziej na świecie, jest powrót do domu, zwłaszcza po długim dniu, gdy w drzwiach wita mnie dolatujący z kuchni smakowity zapach. Czy moze być coś wspanialszego, kiedy człowiek jest zmęczony, zmarznięty i głodny? Nieważne, jak zwariowany był dzień, siedząc z rodziną przy pysznej kolacji, wracam do równowagi psychicznej..."
                                                                                   /„Kuchnia Franceski" str. 372/
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Czytając o Francesce nie mogłam pozbyć się skojarzenia z moją babcią, choć brzmienie słowa grand-mère zdecydowanie lepiej oddaje jej charakter, lecz o tym może innym razem...
Ostatnio pod okiem babci uczę się znienawidzonej niegdyś przeze mnie sztuki gotowania. Późnymi popołudniami, podobnie jak Franceska, która podążała do domu Loretty, by przygotować kolację jej dzieciom, ja mijam w pośpiechu najpiękniejsze uliczki miasta - Jasną, Piękną, Husarską, Błękitną i Rycerską, by zatrzymać się tuż przy Różanej i razem z babcią kroić, wyrabiać, mieszać, dodawać, wypiekać i cierpliwie (babcia), a niekiedy z niepokojem (ja) czekać na magiczny dźwięk otwierajacych się dzwiczek piekarnika. Każdej niedzieli dziadkowie goszczą mnie u siebie na rodzinnym podwieczorku. Wczoraj oboje wyjechali, a ja zainspirowana aromatyczną, pachnącą włoską kuchnią Franceski zerknęłam co znajduje się w lodówce i przyrządziłam szybki i całkiem prosty deser, jak przystało na niedzielny babciny podwieczorek.

Budyń śmietankowy z czekoladą i bakaliami


500 ml mleka lub słodkiej śmietanki
5 łyzek mąki ziemniaczanej
3 łyżki cukru
łyżeczka skórek pomarańczowych
garść orzechów włoskich lub laskowych
1/3 tabliczki gorzkiej czekolady
szczypta cynamonu


1/2 mleka zagotować. Dodać cukier i dobrze wymieszać. Pozostałe mleko zmieszać dokładnie z mąką, by nie powstały grudki. Wlać do gotującego się mleka i mieszać. Czekać, aż masa zacznie gęstnieć i bulgotać.
Wlać budyń do opłukanych zimną wodą salaterek. Polać roztopioną czekoladę. Oprószyć orzechami, skórkami pomarańczowymi i cynamonem.





1 komentarz:

  1. To rzeczywiście wspaniałe uczucie, gdy wraca się do domu pachnącego obiadem, albo późnym wieczornym kakaem. Czasami dużą radość sprawia też zrobienie sobie samemu takiego dania o którym od dawna marzyliśmy, choćby było proste w przygotowaniu. Albo zanurzenie się w rytmie świetnej książki.
    Za chwilę właśnie wyłączę komputer i dam się wciągnąć w wir jednej z nich.

    OdpowiedzUsuń