Od dzieciństwa marzyłam o tym, by zostać pisarką. Z zamiłowania do notowania, spisywania, zapamiętywania i odgrzebywania rozmaitości powstał ten blog, gdzie publikuję notatki kulinarne, fotografie ręcznie wykonywanych drobiazgów, recenzje przeczytanych książek, obejrzanych filmów i to wszystko, co na co dzień mnie zachwyca.


20 lutego 2012

Róża

W historii wojennej kinematografii podejmuje się szczególnie chętnie temat zwycięstwa, mówi się o żołnierzach, spektakularnych bitwach, o dotarciu do Berlina, ale jakże mało mówi się o kobietach, o życiu zwykłych ludzi, w miejscach jak mogłoby się wydawać zapomnianych przez Boga.
Wszystkim, którym tego brakuje serdecznie polecam najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego "Róża"; film osadzony w wojennej i powojennej rzeczywistości, opowiadający o miłości, godności, odkupieniu, w którego tle rozgrywa się wynarodowienie Mazurów. Filmowa kamera podąża za młodym żołnierzem Armii Krajowej Tadeuszem w czasy powstania warszawskiego, by następnie śledząc jego powojenną wędrówkę dotrzeć na Mazury i odnaleźć Różę, żonę niemieckiego żołnierza, którego śmierci Tadeusz był świadkiem.  W miarę jak postępuje akcja filmu, obserwujemy jak władza ludowa brutalnie obchodzi się z niemieckojęzyczną ludnością, jak ideologia wpływa na niegdyś uczciwych ludzi, widzimy wyniszczoną przez wojnę, samotną i pozbawioną nadziei kobietę, która pośród powojennych zgliszczy, bólu i strachu niespodziewanie odnajduje miłość.  




Smarzowski mimo fabuły przepełnionej gwałtownymi emocjami, tworzy film niezwykle plastyczny, niemal oniryczny. Pomiędzy nader realistyczne, wręcz brutalne sceny wplata ujęcia niezwykle melancholijne, senne, pełne słońca i delikatnie wyczuwalnej nadziei.
Przede wszystkim jednak w każdej scenie, w każdym dialogu przekonuje, że nawet w najbardziej dramatycznych okolicznościach można zachować godność.

17 lutego 2012

o pewnej wyjątkowej książce kucharskiej i najpiękniejszym zimowym zapachu

Niedawno w prezencie dostałam niezwykłą encyklopedię najróżniejszych ciast, tortów i deserów "Moje wypieki" autorstwa Doroty Świątkowskiej, autorki często wspominanego przeze mnie bloga. Książka jest naprawdę nietuzinkowa, przepięknie oprawiona, przejrzysta i czytelna a jej niewątpliwym atutem są dodane do każdego przepisu barwne fotografie. Wszystkim zainteresowanym polecam odwiedzenie bloga autorki, gdzie można zakupić książkę z przystępnym rabatem!
Zatopiona w myślach podczas przeglądania tej niezwykłej publikacji powzięłam odważne postanowienie wypróbowania wszystkich tych przepisów. A zaczęłam od kandyzowanych plasterków pomarańczy, wykorzystywanych do świątecznych ciast, dzięki którym w całej kuchni rozgościł się na długo słodki, świąteczny zapach. To właśnie między innymi za te słoneczne owoce tak bardzo lubię zimę...


Kandyzowane pomarańcze
 
 
2 pomarańcze
1,5 szklanki wody
1 szklanka cukru


Pomarańcze pokroić na plasterki o grubości 5 mm. Do szerokiego garnka wsypać cukier i wlać wodę. Zagotować mieszając, do rozpuszczenia się cukru. Wrzucić plasterki pomarańczy i gotować na średnim ogniu. Podczas gotowania odwraca plasterki. Gotować przez godzinę lub nawet dłużej, pomarańcze powinny zrobić się szkliste, a z wody i cukru powinien powstać gęsty, klejący syrop o cudownym pomarańczowym smaku. Gotowe plasterki można przełożyć do zamkniętego słoiczka i trzymać w lodówce.



* Przepis pochodzi z książki Doroty Świątkowskiej "Moje wypieki".

14 lutego 2012

o walentynkowych podarunkach od serca

Przyrządzeniem kolacji walentynkowej zajmuje się w tym roku mój ukochany, mnie pozostaje więc przyjemność upichcenia czegoś wyjątkowego. A ponieważ nie znam mężczyzny, który nie przepada za orzechami i czekoladą wybrałam dwa bardzo proste przepisy z tymi oto afrodyzjakami:)
Na początek migdałowe babeczki, według przepisu nieocenionej Julii Child, mocno czekoladowe z dodatkiem najlepiej orzechów laskowych.



Walentynkowe muffinki z czekoladą i orzechami


1 szklanka mąki
2 łyżki kakao
tabliczka (gorzkiej lub mlecznej) czekolady
1 łyżka proszku do pieczenia
pół łyżeczki sody oczyszczonej
pół szklanki cukru
2 jajka
1 szklanka mleka
1/3 szklanki orzechów laskowych
6 łyżek roztopionego masła lub oleju słonecznikowego
garść płatków migdałowych



Mąkę wymieszać z kakao, proszkiem do pieczenia, sodą, cukrem i orzechami. W osobnym naczyniu rozmieszać jajka, mleko oraz masło. Połączyć zawartość obu naczyń i wymieszać.
Dodać posiekaną czekoladę.
Formę do muffinek wyłożyć papierowymi foremkami. Wypełnić je ciastem do 3/4 wysokości.
Piec 20-30 minut w temperaturze 200 stopni. Oprószyć płatkami migdałowymi i orzechami.







* Przepis podstawowy na babeczki migdałowe pochodzi z książki Julii Child  "Gotuj z Julią. Niezbędne przepisy i porady mistrzyni kuchni", został jednak przeze mnie zaadoptowany i nieco urozmaicony na potrzeby Walentynek:)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Następnie prawdziwie angielski "carrot cake", ciasto niezwykle popularne na Wyspach Brytyjskich, a jednocześnie bardzo proste do zrobienia. Bazę stanowi marchewkowe ciasto na muffinki, połączone jednak z kremem z lekko słonego kremowego serka philadelphia tworzy wilgotny i aromatyczny torcik.



Ciasto marchewkowe
(w walentynkowej odsłonie z orzechami, ananasem
i czekoladowymi serduszkami)



2/3 szklanki mąki pszennej
0,5 szklanki cukru
1 łyżeczka sody oczyszczonej
3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
2  łyżeczki cynamonu
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej
1/4 łyżeczki soli
1/3 szklanki oleju (najlepiej rzepakowego)
2 jajka
1 szklanka posiekanych orzechów włoskich
0,5 szklanki posiekanych, odsączonych ananasów
1 szklanka startej marchewki

W jednym naczyniu wymieszać składniki suche: mąkę, cukier, sól, proszek, sodę, przyprawy. W drugim naczyniu roztrzepać jajka i wymieszać z olejem. Następnie połączyć zawartość obu naczyń, dodać startą na średnich oczkach marchewkę, posiekane orzechy oraz ananas. Wszystko wymieszać. 
Formę o średnicy 20 cm wyłożyć papierem do pieczenia lub pergaminem. Do formy wyłożyć ciasto i wyrównać. Piec w temperaturze 175 stopni przez 40-45 minut. Wystudzić w formie, nastepnie wyjąć i wystudzić na kratce.

Krem:
300 g serka philadelphia lub innego śmiatankowego
6 łyżek masła
1,5 szklanki cukru pudru
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego lub śmietankowego

Wymienione składniki wymieszać w mikserze na gładką masę. Masło powinno być trzymane w temperaturze pokojowej, a cukier należy uprzednio przesiać przez sito. Wystudzone ciasto przekroić wzdłuż. Połową kremu przełożyć ciasto, resztę rozsmarować na górze i na bokach. U góry ozdobić orzechami włoskimi, boki natomiast czekoladowymi serduszkami. Na koniec oprószyć ciasto delikatnie cynamonem.
Smacznego!



* Przepis zaczerpnięty od Doroty.

13 lutego 2012

Tort kawowo-bezowy


Tort bezowo-kawowy
(prawdziwie zimowy, lekki i aromatyczny)


Bezy:
6 białek
1 szklanka cukru
1 łyżka mąki ziemniaczanej

Krem:
kostka masła
2 jajka
3 łyżki cukru
kawa rozpuszczalna
spirytus
gorzka lub mleczna czekolada


Białka z cukrem ubić na bardzo sztywną pianę. Dodać mąkę ziemniaczaną i wymieszać.
Jedną dużą blachę do pieczenia (lub trzy mniejsze) wyłożyć papierem do pieczenia lub pergaminem. Narysować 3 okręgi o średnicy nieco mniejszej niż średnica tortownicy (gdyż bezy w trakcie pieczenia urosną). Ubitą pianę wyłożyć na narysowane koła. Włożyć do nagrzanego piekarnika i piec nieco ponad godzinę w temperaturze ok. 150 stopni. Wyłączyć piekarnik, lecz nie otwierać, pozostawić bezy do wystygnięcia.
Masło utrzeć na puszystą masę. Białka oddzielić od żółtek. Do białek dodać cukier i ubić na sztywną pianę na parze. Kiedy piana będzie sztywna dodać żółtka nadal ubijając. Do masła dodawać po łyżce piany z jajek i ucierać. Na końcu dodać przetartą przez sito kawę i spirytus.
Koła bezowe przełożyć kremem kawowym. Górę posmarować kremem i obsypać pokrojoną lub startą czekoladą.
Smacznego!


 

* Przepis podstawowy pochodzi z bloga Moje pyszności, został jednak przeze mnie nieco zmieniony.

6 lutego 2012

o współczesnym angielskim kinie kostiumowym

Film, o którym chcę opowiedzieć, to oglądana przeze mnie ostatnio "Księżna" w reżyserii Saula Dibba.
Oparte na faktach, anglosaskie dzieło przywodzi na myśl klasykę XIX-wiecznej rosyjskiej prozy - "Annę Kareninę" Lwa Tołstoja. Z podobną autentycznością obie historie angażują i skupiają uwagę widzów na nieszczęśliwym losie głównych bohaterek. W jednoznacznie feminizującej narracji autorzy zwracają uwagę na bezlitosną rzeczywistość wyższych sfer, która karze pięknym, inteligentnym arystokratkom wybierać między miłością, a obowiązkami, między wolnością a konwenansami. Mimo zbieżnego rdzenia tematycznego, różnica między utworami jest kluczowa i paradoksalnie wypływa z oczywistego podobieństwa. To samo olbrzymie pragnienie wyswobodzenia się z patriarchalnej struktury, jedną kobietę uskrzydla dodając sił na ucieczkę od niekochającego, szorstkiego męża i matczynych obowiązków, drugą zmusza do wyrzeczenia się własnego szczęścia i podjęcia pierwszej świadomej i odpowiedzialnej decyzji.
Ofiara, którą składa księżna Georgiana z własnego szczęścia, daje jej spokój, którego Annie Kareninie nie dane było zaznać.
W poruszający sposób współczesne brytyjskie kino kostiumowe wskrzesza historię XVIII-wiecznej księżnej Devonshire oblekając ją w przesłanie niezwykle uniwersalne i nienaznaczone mijającym czasem.